-No Lori to do kiedy musisz tutaj być? zapytała jedna z przyjaciółek.
-Dwa tygodnie -zrobiłam krzywą minę- Ominie mnie finał..
-Jeśli ty nie jedziesz do Londynu to ja też nie -rzuciła Klara.
-Ja tak samo -dodała Klaudia.
-Oj dziewczyny nie wygłupiajcie się, to najważniejszy mecz, musicie być przy chłopakach oni tego potrzebują.
-A ty potrzebujesz nas i nawet jeśli będziesz nam kazać jechać to my zostaniemy! Prawda Klaudia?
-Oczywiście! Zrobimy sobie żeński finał, a chłopacy sobie poradzą. Będziemy z nimi tylko po prostu przed telewizorem -przyjaciółka kończąc zdanie zaśmiała się. Cieszyłam się, że dziewczyny chcą ze mną zostać. Wiem, że Klara marzyła o tym wyjeździe dlatego podziwiam jej decyzję. Tym poświęceniem pokazuje jak dobrą przyjaciółką jest.
-A tak zmieniając temat jak czuje się przyszła matka? -wyszczerzyłam zęby i spojrzałam na Klarę.
-Osz ty oczywiście, dogryzaj mi, ale nie dziw się jak będziesz miała myszy w domu. Zobaczysz ja Ci to już załatwię -powiedziała ze śmiechem.
-A tak w ogóle myśleliście już nad imieniem?
-Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale mam już pomysł -spojrzałyśmy na siebie z Klaudią i jednocześnie nasze oczy skierowały się pytająco w stronę Klary- No, więc chciałabym żeby chłopczyk miał na imię Aron, a jeśli będzie dziewczynka to Alicja.
-Podoba mi się! A tak sekrecie wolałabyś córkę czy syna? -zadałam kolejne pytanie.
-Chyba chłopca, ale to nie ma różnicy i tak, i tak będę kochać to dziecko -uśmiechnęła się promiennie.
Później temat zmienił się na ich ślub. Szczerze mówiąc zazdrościłam trochę Klarze tego ślubu. Sama chciałabym się ożenić, ale trzeba jeszcze trochę poczekać. Dziewczyny były u mnie aż do 18. Kiedy wyszły wzięłam telefon do ręki i weszłam na Internet. Sprawdziłam czy leci jakiś ciekawy mecz. Na szczęście zaczynało się spotkanie pomiędzy Barceloną, a Realem. Chociaż nie pooglądałam go zbyt długo, bo miałam gości.
-Dobry wieczór słońce -zza drzwi wyszedł Robert, który podszedł i mnie pocałował- Mam niespodziankę -uśmiechnął się, a w tym samym momencie do Sali weszli chłopaki z Borussii. Ucieszyłam się, bo było to naprawdę miłe. W moim pokoju było teraz dwa razy więcej wszystkiego. Mnóstwo kwiatów, misiów, czekoladek i balonów. Było mi naprawdę miło, że znajomi tak chętnie mnie odwiedzają tym bardziej, że był to mój drugi dzień w szpitalu.
-Lori jak się czujesz? -zapytał Kuba i nagle w pokoju nastała cisza.
-Dziwnie dobrze -uśmiechnęłam się.
-Co ten drań Ci zrobił? -rzucił lekko podenerwowanym głosem Mario.
-No nie za miłą rzecz. Robert wam nie mówił? -zdziwiłam się.
-Nie chciał -powiedział dość spokojnym głosem Mats.
-Jak już pewnie wiecie do domu naszego Lewuska ktoś się wkradł, a że ja spałam na dole to obudził mnie dźwięk otwierających drzwi. Wstałam i kazałam wynosić się tej osobie, ale ona nie słuchała. Zagroziłam, że wezwę policję, ale on nic, kiedy sięgałam po telefon, który leżał na półce postrzelił mnie -opowiedziałam historię chłopakom, a oni mięli zdziwioną minę.
-Postrzelił Cię ?! Jakim prawem ja się pytam ?! -zdenerwował się Łukasz.
-No niestety. Podobno ledwo co z tego wyszłam, prawda kochanie? -powiedziałam i spojrzałam na ukochanego. On tylko ruszył twierdząco głową.
-Sorry, że Cię tak męczymy, ale mam jeszcze jedno pytanie, gdzie Cię trafił? -zapytał Moritz.
-Nie męczycie no co wy -uśmiechnęłam się, a następnie podniosłam lekko koszulkę i pokazałam piłkarzom opatrzoną ranę. Wszyscy byli zdziwieni, więc przez to zapadła cisza. Nagle ktoś skończył temat dotyczący tego zdarzenia i zaczęliśmy rozmawiać na normalne tematy. Oczywiście nie obeszło by się bez obgadania nożnej.
-Lori, ale będziesz z nami na finale prawda? -rzucił z ciekawością Sven.
-No nie -posmutniałam- Przepraszam was, bo wiem, że to najważniejszy mecz, ale będę jeszcze w szpitalu.
-To nie ważne czy będziesz w Londynie, czy będziesz tutaj. Ważne, że będziesz z nami duchem -powiedział Robert łapiąc mnie za rękę. Kiedy to powiedział wbiłam wzrok w jego oczy i czule go pocałowałam.
-Oh wy zakochańce -zaśmiał się Neven. Rozmawialiśmy jeszcze jakieś 20 minut, a później piłkarze pożegnali się ze mną i wyszli ze szpitala. Wiadomo Lewy został ze mną dłużej, ale po pewnym czasie też poszedł, bo widziałam, że jest zmęczony i kazałam mu iść. Było trochę po 20, więc byłam pewna, że już nikt mnie nie odwiedzi. Jednak się myliłam.
*****************************************************************************
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
~ Lewa ♥

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz