Rozdział 52
Półtorej tygodnia później:
Już jutro miał być ślub Klary i Reusa, dlatego razem z Robertem wstaliśmy rano i zaczęliśmy się pakować. Robert kupił sobie elegancki, czarny garnitur i do tego brzoskwiniowy krawat żeby pasował do koloru mojej sukienki. Sukienka była zwykła prosta bez ramiączek z falbanką w talii (kilk). Wybrałam do niej kremowe wysokie szpilki i kremową kopertówkę. Wszystko pomagał mi wybrać Lewy, miał naprawdę dobry styl. Kiedy byliśmy już spakowani zadzwoniliśmy do Klaudii i Mario, ponieważ mięli jechać z nami. Praktycznie od razu po telefonie byli już pod domem Lewandowskiego.
-Hej kochani! Jesteście gotowi? -powiedziała Klaudia.
-No jasne. A tak w ogóle wiecie właściwie gdzie mamy jechać? -zaśmiał się Robert.
-No Marco mi wszystko wytłumaczył, więc może już wyjeżdżać -odpowiedział Mario.
-Okej dajcie mi chwilę, zapakuję tylko walizki do auta i w drogę. Mario chodź mi pomóc.
Po tych słowach Robert razem z Mario poszli po bagaż, a ja z Klaudią zostałyśmy na zewnątrz. Cieszyłyśmy się, że nasza przyjaciółka już jutro wyjdzie za mąż. Klau opisała mi swoją sukienkę. Powiedziała, że jej sukienka także jest bez ramiączek, ale jest koloru miętowego, ma puszczony dół i przy gorsecie ma srebrny motyw kwiatów (kilk) . Z tego co mówiła jest śliczna, do tego kupiła srebrne szpilki i torebkę. Kiedy skończyłyśmy rozmawiać chłopaki zapakowali już walizki, więc ruszyliśmy w drogę. Z Austrii do Dortmundu nie było dość daleko, więc jechaliśmy jakieś 5 godzin. Na miejscu czekali na nas Klara z Marco. Zaprowadzili nas do swoich pokoi, zostawiliśmy tam walizki, ogarnęliśmy się i poszliśmy zwiedzić okolicę. Było tu naprawdę pięknie. Małe, piękne miasteczko w górach. Było tam też bardzo spokojnie, ponieważ pensjonat znajdował się na obrzeżach tego miasteczka. Gdy wszyscy razem byliśmy na spacerze w pewnym momencie do Klary zadzwonił telefon. Byli to jej rodzice, więc musiała wracać do hotelu. Razem z nią i Marco poszli Klau i Mario, więc zostaliśmy sami z Robertem, ale nie zamierzaliśmy jeszcze się wracać. Poszliśmy do miasta. Tam było o wiele więcej ludzi.
-Kochanie słuchaj wracając do sprawy tego wyjazdu, rozmawiałem już o tym z chłopakami i oni się zgodzili, więc chyba już musimy pojechać -zaśmiał się piłkarz.
-O to fajnie, tylko wybraliście już miejsce wyjazdu?
-Jeszcze nie, ale mam pewien pomysł -powiedział po czym uśmiechnął się szeroko.
-Jaki? Mam nadzieję, że nie chcesz jechać na Antarktydę -zaśmiałam się.
-Wręcz przeciwnie. Co powiesz na Malediwy?
-Malediwy?! Chyba oszalałeś, droższej opcji wybrać się nie dało?
-Oj no już nie przesadzaj, tam w cale nie jest tak drogo, za to jest cudownie uwierz -odparł łapiąc mnie w pasie- To co zgadzasz się?
-No nie wiem Robert, nie wiem. Nigdy nie jechałam tak daleko zresztą nie wiem co na to moi rodzice, nie wiem czy będzie mnie stać na taki wyjazd&
-A czy ja powiedziałem, że musisz za to płacić? Powiedzmy, że to będzie taki prezent na urodziny -rzucił i po czym pocałował mnie czule.
-Co to, to nie! Na urodziny można dać bransoletkę albo naszyjnik, ale nie wyjazd na Malediwy -zaśmiałam się.
-No, ale jak ja chcę -wyszczerzył swoje białe zęby.
-Dobra jeszcze do tego wrócimy, a teraz wracajmy już do hotelu -uśmiechnęłam się po czym chwyciłam piłkarza za dłoń, a następnie ruszyliśmy w stronę pensjonatu. Kiedy byliśmy na miejscu w hotelu była już ponad połowa zaproszonych gości. Lewy poszedł przywitać się z chłopakami z drużyny, a ja poszłam do naszego pokoju wziąć szybki prysznic i przebrać się. Założyłam na siebie krótkie jeansowe spodenki, czarną bokserkę i granatową, prześwitującą koszulę. Zrobiłam lekki makijaż, włosy spięłam w niedbałego koka i zeszłam na dół do Roberta. Przywitałam się ze znajomymi, a po chwili wszyscy poszliśmy na kolację.
*********************************************************************************
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
~ Lewa ♥

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz