Playlista

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 52 ;)

Rozdział 51
 
*Ann*
Od razu po tym jak weszliśmy do klubu poczułam na sobie wzrok Ani. Dalej za sobą nie przepadamy, ale szczerze mówiąc to już się robi trochę męczące. W momencie w którym Marco ogłosił nasze zaręczyny czułam się jeszcze bardziej nie zręcznie. Lewandowska mierzyła mnie wzrokiem i nawet nie zamierzała tego ukrywać. Nie mam nic do niej, chociaż swoimi słowami nie raz sprawiła mi wiele przykrości. Mimo to chciałabym się z nią w końcu pogodzić. Po jakimś czasie wyszliśmy na parkiet. Tańczyłam z Reusem do czasu aż Robert nie zrobił odbijanego. Ja nie miałam nic przeciwko, ale Ania jak zawsze jednak nie zwracałam na nią większej uwagi. Chciałam się po prostu dobrze bawić jednak poczułam lekkie ukłucie kiedy zobaczyłam jak razem z moim narzeczonym wychodzą. Potańczyłam jeszcze chwilę z przyjacielem, a następnie przeprosiłam go i wróciłam do pustego stolika. Popijając drinka śledziłam wzrokiem poczynania mojego narzeczonego i naszej "przyjaciółki". Nie jestem pewna, ale chyba się kłócili. Ich relacje były dobre, więc zastanawiałam się co jest powodem sprzeczki. Mam nadzieję, że nie ja, nie chcę żeby przez niechęć dziewczyny do mnie ich znajomość się zepsuła. Po jakimś czasie Ona wróciła do klubu, jednak piłkarz został na zewnątrz. Widziałam jak powoli się oddala, więc bez zastanowienia wstałam i przebijając się przez tłum tańczących ludzi wyszłam z lokalu. Oparłam się o wyjście obserwując blondyna siedzącego na ławce.
-Można się dosiąść? -zapytałam po chwili. Chłopak uśmiechnął się tylko pokazując żebym koło niego usiadła, więc tak też zrobiłam. Zapytałam go dlaczego tak nagle wyszedł, a w odpowiedzi usłyszałam słowa "Musiałem coś przemyśleć". Pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że żałuje oświadczyn. Momentalnie z moich oczu zaczęły spływać łzy. Mówiłam co tylko przyszło mi na myśl nawet nie słuchając co chłopak do mnie mówił. Obiecywał jednak, że nie o to chodzi. Uwierzyłam mu, bo w sumie nie miałam powodu żeby tego nie zrobić. Wróciliśmy do klubu na jakąś godzinę po czym wróciliśmy do domu piłkarza.
*następnego dnia*
Obudziłam się dość wcześnie bo jakoś chwilę po 9. Marco jeszcze spał więc nie miałam zamiaru go budzić. Wstałam z łóżka i zamierzałam zejść na dół. Wyszłam cicho z pokoju zamykając za sobą drzwi. Kiedy byłam na szczycie schodów nagle mocniej zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam złapać równowagi i niestety spadłam aż na sam dół. Poczułam tylko ból w prawy żebrze. Pomyślałam, że to nic takiego, może jakieś mocniejsze stłuczenie? Tak więc bardzo powoli wstałam i wolnym krokiem skierowałam się w stronę kuchni. Oparłam się o blat i złapałam za miejsce w którym czułam ból. Jednak nie to było moim największym problemem. Bardziej interesował mnie fakt, że znów powróciły moje silne zawroty w głowie. Stałam w tym miejscu dość długo, jednak nagle poczułam ręce na biodrach i jak ktoś mnie przytula. Zacisnęłam zęby tak żeby nie syknąć, bo piłkarz ucisnął miejsce, które mnie boli. Szybko zsunęłam jego ręce próbując nie pokazywać bólu.
-Już wstałeś? Przecież dopiero 9 -powiedziałam w dalszym ciągu stojąc tyłem do piłkarza.
-Sam się dziwię -zaśmiał się- W sumie obudził mnie jakiś hałas. Spadło Ci coś może?
-Nie, może to coś na dworze -skłamałam, ponieważ domyśliłam się, że mój upadek był powodem przebudzenia się chłopaka. Odwróciłam się w końcu twarzą do niego i dałam mu szybkiego buziaka.
-Wiesz, że mi nie wystarczy tylko takie cmoknięcie -zaśmiał się i znów do mnie przywarł.
-Ała! -nie byłam w stanie po raz kolejny ukryć przeszywającego bólu.
-Ej co się stało? -spytał przestraszony i zdezorientowany chłopak.
-Nie nic -rzuciłam i odeszłam kawałek od niego.
-Ann co się stało? Co Cię boli?! -powiedział już nieco głośniej.
-Nic się nie stało, stłukłam sobie tylko lekko żebro chyba -odpowiedziałam cicho.
-Jak to, ale kiedy i jak? -zdziwił się i znów do mnie podszedł.
-No normalnie przed chwilą -odparłam i spojrzałam na Marco. Stał z założonymi rękoma na piersi z wyraźnie niezadowoloną miną- Ehhh... no spadłam ze schodów, nic wielkiego.
-Nic wielkiego?! Ann to jest coś wielkiego! -widziałam, że jest nieźle wkurzony, ale wiedziałam, że tak zareaguje- Gdzie Cię boli?
-Ale Marco naprawdę to nic wiel....
-Ann gdzie Cię boli?! -przerwał mi w połowie zdania powtarzając po raz kolejny podwyższonym tonem. Wiedziałam, że nie da za wygraną, więc podciągnęłam koszulkę i wskazałam na bolące miejsce- I Ty twierdzisz, że to nic wielkiego? -powiedział i pokazał na spuchnięte miejsce.
-Zaraz przejdzie -odparłam cicho uśmiechając się lekko.
-Nie ma mowy, jedziemy do szpitala -powiedział stanowczo. Nawet nie chciałam mu się sprzeciwiać tym bardziej, że był naprawdę rozłoszczony. Marco poszedł do góry po jakieś moje ciuchy, a ja czekałam na niego na dole. W miarę szybko się ubraliśmy i po chwili byliśmy już w drodze do szpitala.
**********************************************************************************
 
nwm co to jest, przepraszam, za taką beznadzieję ...
 
 

4 komentarze:

  1. Kochanie - to nie jest beznadzieja ! To jest świetne :*
    A jeśli chodzi o rozdziały u mnie to powinny się pojawić niedługo po moich 18 urodzinach ;)
    Całuję i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jak miło! <3 Nie mogę się już doczekać :D
      Przyśpieszone sto lat :D :*
      kocham <3

      Usuń