Rozdział 54
Marco wyszedł z łóżka i szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi. Jedyne co słyszałam to jakieś szepty. Po chwili Reus razem z naszym gościem przyszedł do pokoju.
-Cześć sieroto -Robert zaśmiał się i pocałował mnie w policzek.
-O hej! A co ty tu robisz? -zdziwiłam się.
-Wracałem wł z zakupów i pomyślałem, że wpadnę w odwiedziny, a że nie było was u blondyny to pomyślałem, że na pewno jesteście tutaj. No i jesteście! -zaśmiał się.
-Twój niezawodny umysł po raz kolejny wskazał Ci dobrą drogę -dorzucił Reus.
-Też się cieszę -odparł radośnie- Dobra ja wam nie przeszkadzaj, odpoczywaj. I jak czegoś będziecie potrzebować, to wiecie gdzie dzwonić -uśmiechnął się.
-Dzięki, pozdrów Anię! -uśmiechnęłam się trochę sztucznie, ale no cóż. Robert wyszedł z domu, a my znów wróciliśmy do oglądania filmów. Po jakimś czasie jednak zmęczenie wzięło górę i mimowolnie zasnęłam wtulona w piłkarza. Obudziłam się dopiero następnego dnia o 10 jednak nie było przy mnie piłkarza. Powoli wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę kuchni. Zobaczyłam na blacie karteczkę na której napisane było:
"Kochanie przepraszam, że tak szybko uciekłem, ale miałem sprawę do załatwienia.
Kocham Cię - Twój Marco :*"
Odłożyłam kawałek papieru na swoje miejsce i wzięłam się za robienie dla siebie jakiegoś śniadania. Przygotowałam dla siebie owsiankę. Razem z gotowym posiłkiem skierowałam się z powrotem do sypialni i usiadłam na łóżku. Skakałam obojętnie po programach aż w końcu zostawiłam na jednym z moich ulubionych seriali. Śmiech sprawiał mi ból w złamanym żebrze, ale były momenty, że nie mogłam się powstrzymać. Po skończeniu śniadania zatrzymałam serial i poszłam po lód na okład. Miejsce było cały czas spuchnięte, ale na szczęście nie sprawiało mi to aż tak wielkiego bólu jak mogło by się wydawać. Ponownie położyłam się na łóżku i oglądałam serial. Był maraton, więc miałam zajęcie na cały dzień. Jednak nie wiem czy wytrzymam leżąc i nic nie robiąc przez tydzień! To całe wieki!
*Marco*
Wczoraj cały dzień spędziłem razem z Ann z wiadomych powodów, jednak wizyta Roberta u dziewczyny zdziwiła mnie bardzo. Zacząłem myśleć o tym co mówiła mi Ania. Może miała rację? Może jestem tak zakochany w Ann, że nie widzę jak rozkochuje w sobie mojego przyjaciela? O czym ja myślę! To nie możliwe, prawda? Całą noc chodziło mi to po głowie, przez to nie mogłem spać. Przespałem może z dwie, trzy godziny i wstałem o 8. Musiałem dowiedzieć się czy to jest prawdą, więc napisałem do Roberta z prośbą spotkania się. Chyba też nie spał bo odpisał mi po jakiś dwóch minutach. Umówiliśmy się za pół godziny u mnie, więc napisałem Ann karteczkę, którą zostawiłem na blacie w kuchni i wyszedłem z domu dziewczyny. Dość szybko byłem na miejscu, więc mogłem sobie dokładnie przemyśleć co powiedzieć Robertowi. Punktualnie o umówionej godzinie do mojego domu wszedł uśmiechnięty Lewy, ale kiedy zobaczył moją minę jego całkiem się zmieniła.
-Hej, o co chodzi? -zapytał siadając koło mnie na kanapie.
-Cześć, muszę Cię o coś zapytać -odparłem oschle.
-To pytaj, zamieniam się w słuch -rzucił i oparł się zakładając ręce na piersi.
-Nie wiem czy wiesz, ale rozmawiałem ostatnio z twoją żoną.
-A co Ona ma z tym wspólnego? -zapytał zdziwiony.
-No właśnie całkiem sporo... Rozmawiałem z nią o Ann i dowiedziałem się dlaczego jej aż tak nie lubi. Twierdzi, że coś do niej czujesz i tak właśnie brzmi moje pytanie. Czy czujesz coś do Ann? -chyba pierwszy raz mówiłem tak poważnie do jednego z moich przyjaciół.
-Stary żartujesz sobie ze mnie? Przecież nie jestem świnią, wiem, że ją kochasz nad życie. Zresztą nawet gdybym coś do niej czuł nie zrobił bym Ci tego, jesteś moim najlepszym przyjacielem -odparł nieco zmieszany i w tym momencie zrobiło mi się naprawdę głupio. Pierwszym powodem było to, że osądziłem go o to, a drugim to co zrobiliśmy mu razem z Anią. Powiedziałbym mu to, ale nie mam odwagi tym bardziej po tym co właśnie powiedział.
-Dobra wiesz głupio wyszło, po prostu jestem o nią mega zazdrosny i sam rozumiesz. Mam nadzieję, że między nami wszystko okey?
-No jasne, rozumiem Cię. Jasne, że jest okey, ale za to całe osądzanie wisisz mi co najmniej cztery rundki w fife -zaśmiał się włączając konsole.
-Nie ma sprawy -odparłem z podobnym uśmiechem, a po chwili graliśmy już razem.
***************************************************************************************